Tak, tak, mamy krążek i trzeba go słuchać, bo na płycie kawał dobrej muzy. POLECAMY. Nawet się nie zastanawiajcie, tylko klikajcie w przyciski poniżej. W tych miejscach kupicie najnowsze dzieło zespołu Wes Gałczyński & Power Train.
Rekomendowaliśmy już płytę we wpisie Wes Gałczyński & Power Train – ILLEGAL /CD/. Tam znajdziecie recenzję, jaką przesłał Gary Hubschmid, a poniżej kilka słów o płycie Marcina Krasuckiego i dwa wywiady z liderem formacji Wiesiem Gałczyńskim.
“Zespół Wes Gałczyński & Power Train kojarzy mi się z King’s X. Albo rodzimym Lessdress. I nie chodzi rzecz jasna o podobieństwa stylistyczne (choć Gałczyński i Nowakowski mogą sobie podać ręce ze względu na wokal – obaj mają rasowe, zachrypnięte, ciepłe barwy i jako jedni z nielicznych w Polsce doskonale śpiewają po angielsku), ale o stosunek jakości do rozpoznawalności. King’s X powinni być co najmniej tak znani jak np. Rush, dwie ostatnie (rewelacyjne) płyty Lessdress mało kto słyszał, a Wes i Power Train to już w ogóle nisza poza środowiskiem bluesowym, mimo bardzo przychylnych recenzji pierwszej płyty i rekomendacji choćby Wojciecha Manna. Ale cóż, życie nie jest sprawiedliwe, więc rynek muzyczny tym bardziej, zatem póki co wspomniane kapele pozostają w mniejszym lub większym stopniu zespołami dla koneserów. Tym większą radość sprawia odpalenie drugiej płyty WG&PT, bo nie dość, że muzyka przednia, to w towarzystwie hipsterów można pobrylować, bo na pewno nie znają.
Już od pierwszych dźwięków zwraca uwagę doskonałe brzmienie, co w przypadku rodzimych produkcji, jak wiemy, nie jest standardem. A “Illegal” brzmi fantastycznie, lepiej niż “No.1”, która też przecież realizacyjnie sroce spod ogona nie wypadła. Brzmienie, stosownie do stylu, jest mocne acz selektywne, bardzo dynamiczne, a przy tym rasowe i uroczo ciepłe, w ten charakterystyczny dla analogowego korzennego rocka sposób.
W wartwie muzycznej, podobnie jak na pierwszej płycie, mamy do czynienia z bluesrockiem, ale też, i tu uwaga: rockbluesem, Texasem, Południem i Zachodem. Oraz szklanką whisky. Z kierunków świata najmniej tu wschodu i północy. Nie ma też bigosu, bimbru i kiełbasy. Jakkolwiek to pokrętne – tak właśnie jest. Przy czym umownie nazwijmy tę płytę bluesrockową bo przecież jak się czegoś nie zaszufladkuje, to to nie istnieje.
Większość numerów przyciąga ucho świetnymi riffami i tym niesamowitym wokalem Wesa, ale nie sposób przeoczyć czujnej i precyzyjnej sekcji rytmicznej, która czuje lidera aż miło, a i sama w sobie potrafi zaskoczyć nietuzinkowymi rozwiązaniami, pulsem i powerem. Gitarowo mamy tu natomiast coś, co ktoś kiedyś powiedział na temat gry Scotty’ego Moore’a, a mianowicie: “Ten facet gra dokładnie tyle, ile potrzeba”. To samo można powiedzieć o grze Wesa, zarówno rytmicznej, jak i solowej – Gałczyński stawia na oszczędność, klimat i feeling. Konstrukcja utworów jest prosta, ale niekoniecznie oczywista – zespół potrafi zaskoczyć i aranżacyjnie (np. piękne opracowanie “Illusion”, czy ciekawa środkowa część “Pleasure Girl”), i kompozycyjnie (transowy i wręcz hardrockowy w klimacie “Rat Race”, czy świetnie budowany i ozdobiony smaczkami “Short Circuit” ) – w każdym razie wszystko układa się w zgrabną, spójną całość.
Ogólnie mamy tu przekrój wszystkiego, co polubiliśmy na pierwszej płycie – od rozpędzonego, dynamicznego teksaskiego “Horndoga”, przez oparty na fajnym groove’ie “Short Circuit” i okraszony chwytliwym refrenem “Don’t Blame It On The Rain”, aż po mocny, acz nie mniej przebojowy “Lockdown”. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z kopią “jedynki”. Owszem, czuć, że zespół nadal podąża wytyczoną trasą, przy czym kroczy po niej z jeszcze większą pewnością siebie, niebywałym luzem i śmiało skręca na mniej uczęszczane wcześniej ścieżki. Moi osobiści faworyci to przebojowy “Heaven Don’t Want Me”, pachnący Teksasem “Whiskey Woman”, southernowa “Mary Jane” oraz… pozostałe numery. Zwłaszcza, że na deser dostajemy prawdziwą perełkę – cudowną balladę “Illusion”. Wes śpiewa w niej niewiarygodnie – emocjonalnie, szczerze, z niebywałą lekkością, po prostu pięknie. Plus czujne smyki w aranżu, wspaniałe melodie i umiejętnie stopniowane napięcie. Rewelacja.
Z racji tego, że w tematach okołobluesowych muzycznie powiedziano już w zasadzie wszystko, w takiej muzyce istotne są słowa-klucze: rasowość, feeling, groove, charyzma i dobra melodia. Na płycie “Illegal” wszystkie te składniki znajdziemy od pierwszych dźwięków, zwłaszcza że i riffy, i beaty, i melodie są – i tu wstawię takie fajne angielskie słowo, które jeśli zastąpić je polskim odpowiednikiem, straciłoby cały swój urok – catchy. Cała ta płyta jest na maksa catchy.
Pora na łyżkę dziegciu w beczce miodu? No cóż, nie tym razem. Płyta na światowym poziomie, a dla fanów bluesrockowych, południowych klimatów – czysta rozkosz. Reasumując, mam nadzieję, że ta płyta wprowadzi WG&PT na salony, a przynajmniej dotrze do większej liczby ludzi niż debiut, bo jest to jakościowy ewenement na polskim rynku. I to nie tylko bluesowym. Doskonały rockowy album, 10/10. Hough.
Orientacyjnie dla fanów: ZZ Top, Lynyrd Skynyrd, The White Stripes, Jeff Healey, Royal Blood, Foghat
Highlights: “Illusion”, “Whiskey Woman”, “Heaven Don’t Want Me”, “Dirty Mind”, “Short Circuit” – Marcin Krasucki
Wes Gałczyński na portalu INTERIA: – Sami do końca nie wierzyliśmy, że wydamy ten krążek. Po drodze los rzucał nam kłody pod nogi, nad projektem wisiało jakieś fatum. Ale udało się! Lubimy to, co nam wyszło – tak o albumie “Illegal” mówi Interii Wes Gałczyński, lider Wes Gałczyński & Power Train.
Cały wywiad – LINK
Stella TVK: Niedawno ukazała się druga płyta stalowowolskiej formacji Wes Gałczyński & Power Train. „Illegal” zabiera słuchaczy w nieraz ukryty świat autora tekstów i muzyki, lidera zespołu. Wśród kompozycji znaleźć można to, co charakterystyczne dla grupy, są również pewne zaskoczenia.