Bieszczadzka Grupa Bluesowa – w sumie trudno powiedzieć, czy to zespół, grupa, czy …zjawisko.
Forma nietrwała, w skład której wchodzili, wchodzą i zapewne wchodzić będą, muzycy, na co dzień związani z różnymi formacjami, których muzyczne drogi krzyżują się od lat właśnie w Bieszczadach. Ze spotkań tych powstał projekt pełen pasji i radości ze wspólnego grania, bez prób, planów na przyszłość, nadziei na sukces. Przyjaźnie, długie noce, trudne poranki…Sama muzyka…
Ciągle spieramy się, jak się to zaczęło?
Może wtedy, gdy przed laty Romek Ziobro przywiózł do Cisnej 13-letniego Maxa i zagrali wspólnie z pierwszym bieszczadzkim składem Pegaza (MPK)?
A może wtedy, gdy w Czad Barze (dawno temu na wjeździe do Cisnej) prowadzili we trzech bluesowy jam session na zakończenie pierwszych edycji Bieszczadzkich Aniołów?
A może jednak dopiero wtedy, gdy Kocur wpadł na pomysł, aby zrobić z tego grania cykliczną imprezę, dając w ten sposób początek Bies Czad Bluesowi? Wtedy to, w 2006 roku powstała pierwsza robocza nazwa składu – „Max Band”. Cóż najmłodsi nie mieli prawa sprzeciwu
W kolejnych latach skład poszerzył się o Arka Zawilińskiego i Jasia Gałacha. Romka, który zaciągnął się na okręt, zastąpił Filip Jurczyszyn. Powstał w ten sposób biesczadbluesowy housband. Grali chyba we wszystkich bieszczadzkich knajpach. Zaliczyli też kilka koncertów poza granicami…Bieszczadów oczywiście Na zewnątrz przyjęła się nowa nazwa – Bieszczadzka Grupa Bluesowa, która szybko wyparła starą, zwłaszcza, że w internecie mocno promowała się w tym czasie weselna kapela pt. „Max Band”
BGB, co roku zaskakiwała nas składem osobowym, doborem repertuaru, ale zawsze dawała gwarancję dobrej zabawy. Kto grał? Tego nigdy do końca nie było wiadomo… różne już bywało – kogoś zabrało morze, ktoś dostał sraczki, ktoś złamał rękę, musiał jechać na inny koncert, ktoś inny stracił głos lub spóźnił się na pociąg – ale bez względu na wszystko, zawsze była i będzie energia!
W tym roku Pegaz zaprosił do współpracy zameldowanych tymczasowo w Cisnej i starających się o bieszczadzkie obywatelstwo: Filipa Jurczyszyna (bas) i Smoka Smoczkiewicza (gitara). Obdarzył też dużym zaufaniem syna, rzucając Huberta Kobusa (perkusja) od razu na głęboką wodę biesczadbluesowego oceanu.
Marek “Pegaz” Kobus – gitara
Hubert Kobus – perkusja
To pisałam ja – Ela Kobus – która od samego początku, z trwogą, ale i podziwem patrzę, jak co roku niemal, organizm zwany Bieszczadzką Grupą Bluesową rodzi się, rozpada i zrasta na nowo. Zazdroszczę pasji i talentu. Jakoś wytrzymam próby. Oddaję pod Waszą opiekę dziecko. Hmmm… Powodzenia!
Elunia, od drugiego zdania wiedziałam,że to Ty i tylko Ty pisałaś. I czułam się jak bym z Tobą siedziała na szarym tarasie… A grupa super. Będzie szał!